Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wziąwszy woreczek, podreptał za nią.
Neńka naprzód napełniła piaskiem swój wór, a potem usiadła na nim przy łodzi, wyciągniętej aż pod sam wał, i rozkazała synowi krótko:
— Teraz ty!
Chłopak posłusznie zaczął nabierać piasek, aż nabrał go pełny worek.
— Dźwignij! — rozkazała znów matka.
Eryk skręcił jak zwykle brzegi worka i już chciał go dźwignąć, gdy wtem spostrzegł na wale owego nieznajomego rybaka, przyglądającego mu się z dziwnym, złośliwym uśmieszkiem. Na twarzyczce dziecka odbił się wyraz takiego przerażenia, że matka się zlękła.
— Co ci? — zawołała.
— To on, neńko! To on! — wołał chłopiec, trzęsąc się ze strachu.
— Kto? Gdzie? — pytała neńka.
— Tam, na górze! Koło korby!
Kochankowa obejrzała się, ale nie zobaczyła nic, prócz pleców i zydwestki rybaka schodzącego z wydmy ku lasowi. W widoku tym nie było nic nadzwyczajnego.
— Cóż takiego? — rzekła obojętnie. — Któryś z rybaków...
— Nei, Nei! — wołał Eryk. — To ten, co mi zakazał alać piasek do dom!