Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— W tem jest coś innego! — pomyślała neńka. — Fiber bojs ma, ale nie z choroby! Coś mu się musiało stać!
Zaraz po obiedzie, podczas którego chłopak zjadł zaledwie parę łyżek zupy, położyła go do łóżka. Dziecko w mgnieniu oka zasnęło i spało aż do zmroku równym, zdrowym snem. Fibru nie miało zupełnie.
Zbudziwszy się, Eryk, zupełnie już uspokojony, poprosił o chleb z masłem i mleko. Nie chciał leżeć. Wstał i zjadł podwieczorek z wielkim apetytem.
Tatka nie było w domu. Poszedł na psiwko do Ciszy. Korzystając z jego nieobecności, neńka zaczęła synka delikatnie wybadywać.
— Co ci się, synku, na strądzie stało?
— Nic, neńko, zmęczyłem się bardzo.
— A czemżeż się tak zmęczyłeś, synku?
Chłopak milczał długą chwilę. Wreszcie rzekł cichym głosem:
— Nie mogłem dźwignąć worka z piaskiem.
— A dlaczego nie mogłeś, synku?
Chłopiec znowu milczał.
— Dlaczego, synku, nie mogłeś? — powtórnie zapytała matka.
— Bo był za ciężki — prawie szeptem odpowiedział Eryk.
— Nie mogłeś odsypać trochę piasku?