Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dwie zaczynają się bawić lalkami, noszą do piekarza ciężką dzieżę pełną ciasta, uginając się pod jej ciężarem, potrącane przez wichurę tak niemiłosiernie, że co kilka kroków, dysząc, przystają. Ale jak tylko odpoczną, znów, śmiejąc się, wprzęgają się w dzieżę z ciastem i biegną dalej.
Dodamy jeszcze, że cały ten drobiazg jest nadzwyczaj ciekawy, wszystko musi wiedzieć, wszędzie nos swój wścibi. Podgląda starszych na każdym kroku, naśladuje ich, podchwytuje każde słowo, każdy ruch, żyje ich życiem i w ten sposób powoli wciąga się w nie, dzięki czemu kiedyś staje się prawdziwym rybakiem.
Takim chłopaczkiem był Eryk Budny, jedyny syn Tomasza Budnego, zwanego „Kochankiem“, i jego żony Cyli, którą od przezwiska męża również pospolicie „Kochankową“ zwano. Pochodziło to stąd, że stary często bardzo używał słowa „kochanku“. Synek ich, chłopczyna sześcioletni, z krągłą, różową buzią, jasnemi włosami i wielkiemi, po matce odziedziczonemi szafirowemi oczami, był naogół grzeczny, rodziców miał w szacunku i we czci, kochał ich całą duszą, a już o ile w chwilach trwogi wkładał głowę pod fartuch neńki, to gdy burza przeminęła, ojca ani na krok nie odstępował. Ponieważ chłopak siedmiu lat jeszcze nie skończył, sta-