Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ucieczką „sokołów“ swego brata, pragnęła mieć sił jak najwięcej, aby w ciężkiej chwili nie zawieźć.
Nie było to łatwe.
Skauci niewdzięczni opuścili ją. Jednych zabrał brat, drudzy pełnili dyżury na dworcach kolejowych lub w różnych instytucjach. Wpadali czasem na chwilę, pytali o Marjana i uciekali, zajęci bardzo lub zmęczeni. Czasem któryś był podczas jej nieobecności. Czekał, jak długo mógł, zjadł co tylko znalazł i zniknął. Raz zastała Lola, śpiącego na otomanie. Myślała, że się od niego czego dowie, ale chłopak zbudzony, aż krzyknął, kiedy spojrzał na zegarek i uciekł bez pożegnania.
Była sama. Och, nie zależało jej na towarzystwie, bo umiała być samą, ale teraz bała się samotności. W zwykłych, cichych czasach duszy jej nie brakowało życia wewnętrznego, które bez trudu pozwalało jej znosić i utrzymywać ciężar rzeczywistości zewnętrznej. Teraz jednakże ta rzeczywistość stawała się nazbyt potężna, dmąca wichrem wrażeń, niosąca kłody niezrozumiałych, twardych faktów, gwałtowna jak powódź, niszcząca. Cóż temu huraganowi mogła przeciwstawić cicha i wiotka choć krystalicznie czysta dusza dziewczęca. Czem, jakiem słowem miała się oprzeć w czasach, gdy jeno siła brutalna miała znaczenie!
Instynkt jakiś, głębokie przeczucie szeptem serca mówiły jej, że tylko w sobie samej obronę przeciw wszystkim tym strasznym rzeczom znajdzie, bo jedno prawdziwie wiarą gorejące słowo szczerej modlitwy potężniejsze jest od szatańskich