Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakież to straszne!
— A któż to takie cierpienia nam zadaje? Czy sądzisz, że ten tatuś chciał iść w obce kraje, że on nie wolałby zostać w domu? Idzie — bronić tej swojej córeczki. Do tego doszło. Więc — jeśli się mamy bić, jeśli mamy bronić — obronić, musimy trochę zdziczeć. I dzięki Bogu, że te „dzikie“ instynkty jeszcze w nas są!
— Rozumie się! — burknął Janek.
— Być może. Ale jakże przykro, jakże niezmiernie smutno patrzeć na taką przemianę! Wierzyłam w was, w waszą dobroć...
— To przecież nie jest „złość“, że pójdziemy bronić swego kraju! — zaprotestował Lolo.
— Nie rozumiecie mnie!
— Przywykła pani patrzeć na nas jak na dzieci, a tymczasem...
— Cóż „tymczasem“, mój Jurku?
— My chyba już dziećmi nie jesteśmy — dokończył, mniej już pewny siebie.
Rozpłakała się.
Skautom zrobiło się niewyraźnie.
— Kasiu, coś ci powiem! — odezwał się Zaruta. — Ty masz słuszność w gruncie rzeczy, zwłaszcza już, jak płaczesz... Bo ostatecznie takie strasznie znów wesołe to wszystko nie jest. Ale zrozumiej, że te draby pchają się do nas, chcą nas zniszczyć, więc przecie musimy się bronić! Ty nie polecisz, ty bomb rzucać nie będziesz...
— Zato strasznie będą się bali Lola lub Jurka! — śmiała się przez łzy.
— Oni się wyrobią, nie obawiaj się. Tylko, jeżeli już my musimy wojować, to ty nas nie