Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Janek. Bardzo dobrze. Pokażę ci aeroplan.
Chłopak aż się otarł o niego.
— A jeść ci się chce?
— E, jeść to nie!
— A bułkę z marmoladą zjesz?
— Z marmoladą? Z marmoladą to może zjem.
Po gwałtownych przejściach burzliwego popołudnia chłopak uczuł naraz apetyt.
— Z morelową marmoladą, wiesz? — mówił lotnik. — Ja morelową marmoladę bardzo lubię.
— A może wolisz porzeczkową? — odezwała się Kasia.
— Tego ja tak dobrze nie wiem — wymawiał się chłopak. — Można trochę z morelową, a trochę z porzeczkową... O ile by państwo mieli — dodał grzecznie.
— Mnie się zdaje, że się znajdzie — odpowiedziała Kasia.
Pomysł brata ujął ją, rozbawił i bardzo się jej spodobał. Ocalili chłopaka, wyzwolili go z opresji, a teraz rozerwą go trochę, nagrodzą mu te bolesne chwile. Marmolada? Nietylko marmolada jest! I nie dla jednego Janka starczy!

Zjedli dobry podwieczorek, a potem pilot wziął chłopca do swego pokoju. Pokazał mu tam małe modele aeroplanów, tłomaczył mu wszystko, wykładał. Kiedy wieczorem Kasia przyszła poprosić „chłopców“ na kolację, zastała ich w jak najlepszem porozumieniu. Marjan zupełnie poważnie uzasadniał coś chłopcu, który słuchał z oczami iskrzącemi, wlepionemi weń jak w tęczę i z zaczerwienionemi uszami.

449