Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i rzadko z ludźmi rozmawia, prawie nigdzie nie bywa. Zato czasami coś mu strzeli do głowy i kręci się koło wież. Jak mucha naprzykrzona lata dokoła czarnej wieży katedry lub też dokoła tej białej, gotyckiej wieżycy tam, na górze. Lata i brzęczy — i ludzie poczciwi mówią, że on rozmawia z wieżami. Taki jest.
— A bywa też, że pisze na niebie i wówczas rozmawia z miastem.
— Jakże to pisze na niebie? — spytał Anglik.
— Lotem litery wypisuje. Całe miasto wówczas staje i czyta z otwartemi ustami.
— Very interesting! A cóż on pisze?
— Krótkie słowa. Więc pamiętam, kiedy raz był jasny, promienny, błękitny dzień wiosenny, Zaruta wypisał na niebie słowo „Cud“ i całe miasto roześmiało się uśmiechem szczęścia. A kiedy znów wzburzyli się robotnicy i chcieli porzucić pracę — wyleciał i nakreślił w niebiosach słowo „Zgoda“! i robotnicy doszli z pracodawcami do porozumienia. A zdarza się czasem, jeśli umrze ktoś bardzo zacny...
— To jest kto? Radca? Nadradca?
— Nie. Miasto wie, kto jest zacny a kto nie. Więc wtedy czasem pojawia się dwupłaszczyznowiec Zaruty nad orszakiem pogrzebowym i leci nisko, nisko, napełniając ulice niskim, gromowym brzękiem. I ludzie wiedzą, że to Zaruta kłania się umarłemu.

— An extraordinary clever man! (Nadzwyczaj dzielny człowiek!) dziwił się milczący dotychczas Happy, niski, krępy lotnik amerykański z prostokątną, czerwoną twarzą i szerokiemi szczękami,

5