Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ni, zresztą skromnie bardzo, ale czyściutko zato. Obok ołtarza biało-niebieska figura Matki Boskiej — ramiona wdzięcznym ruchem rozkłada.
Siostry mają swoje własne miejsce, osobne, w obrębie klauzury. Wychowanki siadają na długich ławach, na przodzie maleństwa, za niemi starsze. Siostra Przełożona siedzi wtyle, przy drzwiach, u harmonjum. Pan Piekarski ma też swoje własne miejsce z prawej strony, gdzie siadają nauczycielki: pod piecem biało lakierowane krzesełko, przed niem biały klęcznik. Tam sobie emeryt siedzi spokojnie, niczem niekrępowany.
Młody, wysoki kapelan z jasną, pogodną twarzą odprawia nabożeństwo, podczas którego śpiewają starsze panienki. Pieśni są prawie wyłącznie polskie, łagodne w brzmieniu i rytmie, z melodją niekiedy smętną, ale poważne i miłe. Śpiewa w nich czasem dusza ludu. Panienki śpiewają bardzo ładnie, równo i czysto. Głosiki mają śpiewne, ale jeszcze słabe, napół dziecinne. Czasem tylko wyrwie się którejś z piersi pełniejszy ton, w którym drży tęsknota i tłumione marzenie. Pan Piekarski ogląda się wtedy trochę niespokojnie. Boi się marzeń i tęsknoty dla córki. Zresztą modli się lub rozmyśla. Nie jest bigotem, długo zmagał się z religją, ale wreszcie poddał się sile swego uczucia religijnego, swej metafizycznej tęsknoty. Dobrze mu z tem.
Ale otóż nabożeństwo się skończyło, modlitwy odmówiono. Trzykrotne, suche stuknięcie