Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 88 —

łęziach drzew, a ja mimo to czułem się nieswojo, smutno. Smętek jest w powietrzu Japonji. Handlowa Ginza jest żywsza ale banalna, zanadto zeuropeizowana czy sprusaczona; mimo żywego ruchu jest w niej dla Europejczyka jakaś przykra bezduszność. Zapewne, nie brak pięknych zakątków, małych, cichych i ciasnych uliczek mniej lub więcej malowniczych, poetycznych zacisz nad kanałami, skąd widać wąziutkie bulwary, mosty i mostki i domy nadwodne. W pierwszych dniach bawi też widok bocznych ulic, pełnych kramów a bardzo ruchliwych — ale to wkrótce musi się znudzić z powodu monotonji. W którymkolwiek końcu miasta się jest, wszędzie widzi się te same kramy i w nich ten sam towar, tylko lepszy lub lichszy.
Brak budowli monumentalnych. Brak przedewszystkiem pędu w górę. Buduje się wprawdzie domy pięciopiętrowe — na amerykański sposób spuszczając ściany z najwyższego piętra nadół, co wygląda, jakby na rusztowanie pończochę naciągano — zasadniczo jednak, ze względu na częste trzęsienia ziemi, domy są niskie i miasto rośnie głównie wszerz.
Muzea naturalnie nie zrobiły na mnie wrażenia. Są bardzo bogate, niewątpliwie ciekawe i pouczające. Widzi się w nich różne fazy życia Dalekiego Wschodu, życia bogatego i bujnego. Kolekcje uporządkowane, ustawione i ponumerowane po europejsku, dziwnie przez to bledną i martwieją. Przestają zajmować. Ostatecznie trudno się zainteresować wszystkiem, co naród przez parę tysięcy lat nagromadził. Lecz gdyby kto chciał studjować Daleki Wschód, w muzeach tych znajdzie materjału mnóstwo.
Zwiedzałem też świątynie — nie namiętnie i zupełnie bez zrozumienia rzeczy, ale z ciekawości i dla