Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



W PAŃSTWIE WSCHODZĄCEGO SŁOŃCA.
Tokjo z lotu ptaka, —„Sziro“. — Mikado. — Ginza. — Drewniane pantofle. — Giejsze.

Jest w Tokjo, na jakiejś górze, w parku, coś w rorodzaju japońskiej wieży Eifla. Wdrapałem się na nią, podziwiając w klatce schodowej napisy ołówkiem japońskie i angielskie — zupełnie jak u nas. Ale widok z góry nie jest zbyt ciekawy. Widać długie ulice i uliczki i morze szarych dachów niskich, drewnianych domków. Rozróżnić można pagody, pałac Mikada, cerkiew prawosławną, teatr cesarski, szkołę wojskową, muzeum narodowe w parku Ueno, w środku miasta wysokie sześciany nowoczesnych gmachów, za miastem las dymiących kominów fabrycznych — dalej bladoniebieskie morze.
W tem mnóstwie drewnianych domków żyją dwa miljony ludzi. Żyją życiem tak własnem i odrębnem, że cudzoziemiec zrozumieć go nie może. Cywilizacja cywilizacją — ale zresztą wszystko jest obce. Do niczego niema dostępu.
Oto „Sziro“ — pałac cesarski. Leży w środku miasta. Otoczony dokoła szeroką i głęboką fosą, napełnioną wodą, i białym, kamiennym wałem, kryje się za nim w głębi ogrodów i pawilonów. Naokoło „Sziro“ są szerokie skwery, parki, obszerne place, tak, że między zamkiem królewskim a domami jest