Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 199 —

prostu — za ciasnym. Nie ma już wdzięku nieznanej nowości, ba, nawet jego urzędowe piękno jest zdyskredytowane. Autor filmu londyńskiego stara się wyzyskań środowisko czy tło — zdejmuje jego piękności z najlepszych punktów i w jak najlepszych warunkach. Turysta widzi te rzeczy inaczej i doznaje uczucia rozczarowania. Zresztą — człowiek naprawdę współczesny, choć sztukę i zabytki kocha, jeszcze więcej od nich kocha życie i jego silny sens. Przeleciawszy się przez Syberję, parę oceanów i stanąwszy na Trafalgar-Squarze przed wysoką kolumną, na której szczycie stoi Nelson, człowiek mimowoli współczuje nieszczęśliwemu marynarzowi, myśląc: — Wiadomo, że Nelson, choć marynarz, za życia bardzo cierpiał na morską chorobę. Mogli go choć po śmierci ulokować wygodniej. A tu — postawili go na takim słupie, każą mu tam sterczeć wśród mgieł. Słupnika jakiegś z niego zrobili — musi mu być nieprzyjemnie. — Jedzie się nad Tamizą, widzi się niby rzekę i myśli się: Jang-tse-Kiang w Szangaju jest znacznie szerszy. — Jedzie się koło „British Museum“, z którem to słowem łączy się wyobrażenie czegoś olbrzymiego i patrząc na szare ściany, mówi sobie człowiek: — Za niskie! — Widzi się nad Tamizą szpilkę Kleopatry, słynny i piękny obelisk i cóż? Granit przecie mamy, moglibyśmy w Krakowie takich „szpilek“ na samym rynku ustawić choćby tysiąc! Ale gdzie wy macie kopiec Krakusa, Wandy i Kościuszki? — Westminsterskie opactwo, parlament? — Aha, to to tu stoi! — i koniec, bo dziwić się niema czemu. Wszystko takie znane!.
A mimo to Londyn jest niezmiernie zajmujący i nie nudzi. Czuje się doskonale, że wszystko to, choć tak niezmiernie znane, tai w sobie olbrzymią treść