Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 162 —

Pamiętam — Chińczycy, ludzie pełni poezji i zachwytu dla przyrody, wcześnie, przed wschodem słońca, zjawiali się na pokładzie, deklamując głośno hymny swych potężnych piewców. Deklamowali je językiem, przypominającym rozgniatanie orzechów za pomocą „dziadka“ i głosami zgoła tygrysiemi. Język ten brzmi jeszcze nieznośniej, niż żargon żydowski. Kiedy mnie tak pewnego razu zbudzili — jak nie zacznę kląć po rosyjsku! Były minister finansów i jenerał dywizji aż przykucnęli do ziemi w pierwszej chwili, a potem przysiedli na stojących niedaleko dwóch fotelach. Obserwowałem ich z pod miękkiej derki. Chwilę patrzyli na siebie, poczem podnieśli się i patrząc na mnie z trwogą, wycofywali się tyłem z „mego“ terytorjum. Nigdy więcej na „mojej“ połowie statku nie śpiewali swych hymnów porannych.
O, ale to byli bardzo poczciwi, porządni i kulturalni ludzie. Na statku niezmordowanie pracowali, odbywając konferencje, ucząc się francuskiego i czytając. Każdy z nich umiał już był po francusku dwa lub trzy razy w życiu — ale oni uczą się języka europejskiego przeważnie dla chwilowej potrzeby, a wróciwszy do domu, przestają nim mówić i zapominają tak, że tylko czytać mogą.
Zapaliłem się do ich książek. Mają nietylko wielkie powieści, nawet bardzo piknie wydane i ilustrowane, ale mnóstwo nowych książek naukowych, poświęconych różnym zagadnieniom współczesnym. Widziałem n. p. dzieło poświęcone prawdopodobnie kulturze Europy, bo cytaty angielskie, francuskie i niemieckie zaczerpnięte były z wszystkich możliwych działów kulturalnych. Przypuszczam, że studjum tych dzieł byłoby i dla nas bardzo pouczające.