Strona:Jerzy Bandrowski - O małem miasteczku.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nowoczesnej. Można się było obawiać, że ona do cna rozorze, rozjedzie, zbombarduje małe prowincjonalne miasteczka. (Dla uniknięcia nieporozumienia, zaznaczam, że rozróżniam wielkie miasta, miasta, miasteczka i mieściny, tak mi się to w głowie ułożyło.) Ciężkie autobusy, lekkie, śmigłe i ścigłe auta, ledwo że migające w obłokach kurzawy, sieć telefoniczna, nie mówiąc o koleji, która też swego czasu zagrażała charakterowi miasteczek, to wszystko, tak potężne i bezwzględne w swym triumfalnym a brutalnym zarazem postępie mogło duszy małych miasteczek zagrażać, zwłaszcza o ile one znajdowały się w bliskości, a tedy i pod wpływem swego centrum. A w rzeczywistości zmieniło się bardzo mało, a czasem nic. Prawda, komunikacja jest łatwiejsza i szybsza, ale czyż autobusy nie są w rzeczywistości downemi dyliżansami tylko że bez koni? Kolej zmieniła trochę, nawet zniosła dawne warunki i stacje komunikacji, komunikacja nowoczesna przywróciła je, wskrzesiła dokładnie w dawnej postaci. Autobusy-dyliżanse bez koni, wyjeżdżają z tych samych punktów, z których wyjeżdżały dawniej dyliżanse zaprzężone w konie, w tychsamych miejscach, przed temisamemi hotelami i restauracjami czy dawnemi zajazdami przystają, co przed stu laty, z czego wynika, że te dawne punkty zborne, służące od wieków do zbiórki w razie alarmu, pożaru, nagłego napadu albo niespodziewanej możliwości komunikacyjnej, zachowały się do dnia dzisiejszego mimo rzekomo zupełnie zmienionych warunków życia i postępu cywilizacji. Pod tym względem o wiele dokuczliwsza była w swej sztywności kolej, podporządkowująca zupełnie człowieka sobie. Nie służyła bynajmniej człowiekowi, lecz samej sobie. Co innego autobus, który zatrzymuje się w dowolnem miejscu w razie potrzeby czy na żądanie. Kto ma sposobność jeździć stale jakąś linją autobusową, ten