Strona:Jerzy Bandrowski - O małem miasteczku.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No, bo tak: — mówiłem zamyślony — Naprzód jedwabny fartuch, zielony czy fioletowy, potem jedwabna spódnica na jedwabnej, również fioletowej podszewce, potem spódnica płócienna, biała, bardzo nakrochmalona, sztywna, obszyta koronkami u dołu, potem jeszcze idzie spódnica czerwona, zdaje mi się, wełniana, ciepła, ale co potem, to już nie wiem.
— A skądże pan to wszystko wie? — zapytał, marszcząc surowo brwi, ksiądz proboszcz.
— Ja?
Dopiero teraz zrozumiałem cały komizm tej rozmowy. Więc roześmiałem się i odpowiedziałem:
— Widziałem przecie, jak kobiety na bryczki wsiadały. Nic w tem niema złego. A opowiadano mi, że one noszą po pięć spódnic!
— Dziennikarz! — mruknął ksiądz proboszcz — jakby z naganą — Wszystko musi wiedzieć!
Wiadomo, że stroje przeminą. Już sam fakt, że się je zaczyna wystawiać w różnych „weselach“ na widok publiczny zwiastuje ich niedaleki koniec, nadchodzącą chwilę pożegnania. Chłopi sami nie rozumieją już piękna tych strojów, wolą się stroić po miejsku i według najświeższej mody. Ale to wróci. Już to gdzieindziej widziałem. Gdy chłop dojdzie do pieniędzy i do należytego zrozumienia godności swego stanu, gdy będzie tak kulturalny, że nie będzie potrzebował naśladować kultury „pańskiej“, gdy zrozumie, co jest naprawdę piękne, gdy mu będzie dobrze, wtedy przypomni sobie swoje dawne stroje i wznowi je. Malarze biegać wtedy będą po bibljotekach i muzeach geograficznych, odrysowując i przerysowując, zacznie się rewidować pamiętniki rodzinne, wnikać w sens i odgadywać znaczenie każdego, choćby najmniejszego szczególiku, i wtedy najbogatsi właśnie znową posprawiają te stare stroje i będą je nosili z miłością i słuszną dumą.
Powtarzam — już to gdzieindziej widziałem.