Strona:Jerzy Bandrowski - O małem miasteczku.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ruchy i całe wzięcie się biskupianek tak je wyróżnią z otoczenia, prawdę mówiąc, szarego i w gruncie rzeczy pozbawionggo wszelkiego wyrazu, że możnaby im przypisać coś niemal pańskiego, coś, co robiłoby je jakby przynależnemi do innej jakiejś rasy, do innej sfery.
Prawda, że biskupianie są rasowo może czystsi od swego otoczenia, jednak znaczy tu bardzo wiele strój. Ale dlaczego? W jaki sposób strój do tego stopnia może zmienia człowieka? Że go zmienia, z tego zdałem sobie sprawę natychmiast, dlaczego — nad tem nie chciałem się zastanawiać, póki nie zobaczę czegoś więcej.
Przyszło do tego, gdy pewnego wczesnego popołudnia niedzielnego jechałem autobusem do Rawicza. Dzień był ciepły, jesienny, mglisto-złoty, z niebem szaro-mosiężnem, to znaczy, z mosiężnemi blaskami. To jest szczegół ważny, zaznaczam. W autobusie było kilka biskupianek, wśród nich jedna babina młoda, wesoła i bardzo dowcipna. Puszczała czasami takie dowcipy, że cały wóz pokładał się ze śmiechu. Przyjemnie mnie to uderzyło, bo w Gostyńskiem naogół nie zauważyłem poczucia humoru. Ludzie są tu bardzo godni, ale nie umieją się śmiać, wszystko biorą poważnie i dlatego z dowcipem trzeba tu być ostrożnym, aby nie wywołać niepotrzebnych nieporozumień. Więc ten humor i dowcip babinki, to była dla mnie miła nowość. A ubrana była ta kobietka pięknie. Czepek w chustce, więc nie widziałem, ale kaftan jedwabny, czarny, z jakiemiś wstawkami z czarnego aksamitu na rękawach, a te wstawki znów obszyte złotym sznurkiem, jedwabny, kolorowy fartuch ślicznie turkusowy i jedwabna, czarna kiecka, szeroka, rozdęta mociumdzieju, zamaszysta, jak gdyby świadoma sobie swej wartości, nie krępująca się ani chwili ciasnotą miejsca.