Strona:Jerzy Bandrowski - O małem miasteczku.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaprzężone nieraz i w czwórkę tęgich koni o szerokich zadach i wydatnych piersiach, to wreszcie czarne sylwetki pieszych lub karykaturalne cienie cyklistów, brzydko zgarbionych nad dwoma kołami, które zdają się wcale nie poruszać. Prostokątne sylwety samochodów widać także, rozumie się, jakie dwa czy trzy razy na tydzień, ale tu one nie sprawiają żadnych niepokojów, bo nie mają na kogo ryczeć. Tu i tam w polach stogi do chat murzyńskich podobne, o okrągłych ścianach i szpiczastych, żółtych strzechach słomianych, albo widne na dole w miasteczku czerwone wieże i wieżyczki kościołów. Jeden tylko jest kościół ciemno-popielaty, z czworokątną, ściętą wieżą — zbór prostestancki.
Gdziekolwiek się jednak stanie, zewsząd widać wielką majestatyczną kopułę świętogórskiego klasztoru OO. Oratorjan, w najpełniejszem znaczeniu słowa panującą nad okolicą, nad całą tą płaską misą, pełną zbóż, płodów wszelakich i owoców, w lasy siwe na wzgórzach dalekich ujętą, a jaką jest ziemia gostyńska. Z poza prostokątu murów klasztornych, podwyższonego przez okalającą klasztor obfitość zieleni rozłożystych koron starych drzew, co wszystko razem przypomina jakąś starą twierdzę, dźwiga się ta kopuła poważna, imponująca, niemal surowa i groźna zwłaszcza widziana od południa na tle ciężkich chmur, kłębiących się niespokojnie i buntowniczo, albo też w poważnej zadumie zasępionego, stroskanego wieczoru. Wtedy gaśnie wesoła zieloność jej patyny a potężna kopuła, dumna i wyniosła mimo całą szlachetną wytworność i wdzięk swych kształtów, wygląda prawie widmowo i tak powiedziałbym rozkazująco, że dusza, chcąc nie chcąc, zgina przed nią kolana. Nikt nie może tu tej kopuły nie widzieć, i ona też każdego widzi na wszystkich prostych i krętych drogach, przecinających jej krainę, a zbiegających się u Cudownego Obrazu Matki