Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chcą wszystkiem rządzić, ale nie mają zupełnie wojska, prócz jednego bataljonu strzelców anamickich i jednej kompanji marynarzy... Zaś wśród Moskali, odepchniętych od wszystkiego i lekceważonych, aż wre... Jakże to? Japonja bierze Sybir aż po Bajkał?
O Polakach nikt nie miał najmniejszego wyobrażenia.
Poszedł Niwiński do pułkownika francuskiego, szefa misji wojskowej.
Był to tępy, uparty, źle wychowany oficer, ograniczony lub udający głupiego, z długiemi, siwiejącemi wąsami i brwiami wiecznie zdziwionemi. Odrazu zajął pozycję wrogą dla P.K.W.
— My nic a nic nie chcemy mieć do czynienia z bolszewizmem — zastrzegał się — I wojsko polskie musi zerwać stosunki z Czechami!
Ostatecznie postanowiono odłożyć sprawę do powrotu jenerała Parisa, który miał wkrótce przybyć na powitanie przeznaczonego na dowódcę całego frontu wschodniego jenerała Janin’a. Wraz z nim zapowiedziano też przyjazd wybitnych polityków polskich.
— Kto przyjeżdża? — spytał Niwiński.
— Panowie Dmowski i Grabski.
„Misjonarz”, usłyszawszy tę nowinę, szalał z radości, Curuś chciał z żandarmami ćwiczyć „powitanie Dmowskiego“, układał ceremonjał, odezwało się też delikatnie „sopłeczeństwo“ propozycją obiadu. Niwiński też zrazu poweselał, ale potem znów stracił humor. Aż jednego dnia zerwał się.