Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Toby mogło być bardzo daleko!
— Zależy od tego, jakie się ma działa. Ale wróćmy jeszcze do naszego półwyspu. Jest on właściwie wydmą, a te wydmy, które widzieliście na wybrzeżu, zwane wałem wydmowym, stanowią jakby jego stos pacierzowy i ciągną się od kępy Swarzewskiej koło Wielkiej Wsi aż do samego Helu, wysokie od 3 do 14 metrów i zawsze bliżej wybrzeża Wielkiego Morza. Od strony Małego Morza wydmy te porosłe są lasem, a od strony Bałtyku pokrywa je roślinność wydmowa, przedewszystkiem zaś, sucha, ostra trawa, zwana przez rybaków „harsztem”.
— To może ta trawa, na której mnie w budzie pościelono? — zapytałem.
— Nie dziecko, ty spałeś na trawie morskiej, która rośnie na dnie morza a po rybacku nazywa się „kidzyna“. „Harsztu” nikt nie kosi ani nie żnie, bo on jest niezbędny jako spoidło piasku i bez niego wydmy rozleciałyby się. Dlatego też, aby je utrwalić, obsadza się je lasem, sądząc odpowiednie krzewy i drzewka. Dlatego nawet piasku z wybrzeża pod karą grzywny brać nie wolno.
— Nie wolno brać piasku z morza? Przecież morze wciąż przynosi nowy piasek!
Nie, moje dzieci, zdarza się często, że go zabiera. Na Helu walczymy o twardy grunt pod stopami. Nie minęło jeszcze niebezpieczeństwo przerwania półwyspu przez morze pod Kuźnicą, jak się to zdarzyło w 1914 roku, kiedy w tem miejscu oba morza się połączyły.
— Mamusiu, a jak się kosi trawę morską, jeżeli ona rośnie na samem dnie? — zapytała Stefcia.
— Trawy morskiej się nie kosi, morze samo ją podczas burzy wyrzuca na ląd. Po burzy lub nawet jeszcze podczas burzy rybacy zbierają kidzynę i układają na brzegu w kupki, przy których ten, co trawę zbierał kreśli swój znak, żeby nikt nie wziął, a potem zwożą ją do domów i suszą.
— A na co im morska trawa? — Pytała ciekawa Stefcia.
— Do wypychania sienników, materaców, krzeseł, kanap. Nadaje się do tego nawet lepiej, niż włosie końskie