Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 3.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiedziałam się, że nie będę grać w Mackbecie, słyszysz? W TWOIM Mackbecie?
KONRAD: W moim?
MONIKA: Doskonale rozumiesz, co chcę przez to powiedzieć, nie bądź przesadnie skromny. W TWOIM Mackbecie! Uknuto przeciw mnie nikczemny spisek...
KONRAD: Kto?
MONIKA: Oczywiście Otocki, chociaż nie jestem pewna, w jakim stopniu również i Eryk maczał palce w tej brudnej intrydze.
KONRAD: A kto ma grać Lady Mackbeth?
MONIKA: Zdumiejesz się. Konarska!
KONRAD: Ciekawe.
MONIKA: Uważasz?
KONRAD: Bardzo zdolna dziewczyna, może być interesująca.
MONIKA: Konrad!
KONRAD: Tak, słucham cię.
MONIKA: Zdumiewasz mnie. Odnoszę wrażenie, że ciebie to wszystko w ogóle nic nie obeszło, jakby się nic nie stało. Jak ja mam to rozumieć?
KONRAD: Przede wszystkim spokój trzeba zachować, kochanie.
MONIKA: Jestem spokojna, nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo jestem spokojna. Ale MNIE obrażono i ośmieszono.
KONRAD: Przesadzasz, kochanie. W teatrze...
MONIKA: Bądź łaskaw nie przerywać. Powtarzam: znieważono mnie i ośmieszono. I jeśli ten fakt zechcesz łaskawie wziąć pod uwagę, może zrozumiesz, co w tej sytuacji powinieneś uczynić.
KONRAD: Ja co mam uczynić? A cóż ja mogę uczynić? Wiesz, że nigdy, z zasady, nie mieszam się do żadnych spraw obsadowych.
MONIKA: Bardzo szanuję twoje zasady, choć moment nie wydaje mi się właściwy, abyś mi o nich przypominał. Ja nie mam zamiaru, Konrad, niepokoić twoich zasad. Nie żądam, abyś o mnie walczył. Ja z ludźmi pokroju Otockiego nie mam zamiaru walczyć. Wobec złej woli i chamstwa po prostu wycofuję się. Nie muszę należeć do zespołu Teatru Stołecznego. I mam nadzieję, że TY też nie musisz.
KONRAD: Moniko, Moniko, zastanów się! W jakiej sytuacji ty mnie stawiasz? Dlatego, że odebrano rolę mojej żonie...
MONIKA: Jeszcze nie jestem twoją żoną.
KONRAD: Wszystko jedno. Więc dlatego, że moją narzeczoną pozbawiono roli, ja się mam, jak głupiec, obrażać! Daruj, ale doprawdy nie widzę siebie w podobnej sytuacji.
MONIKA: Przykro mi, że nie widzisz swoich elementarnych obowiązków: Przykro mi również, że nasze odczuwania i oceny pewnych spraw są aż tak bardzo rozbieżne. Zatem nie zadzwonisz do Otockiego i nie zgłosisz swojej rezygnacji?
KONRAD: Nie możesz tego ode mnie wymagać.
MONIKA: Pozwól, że to ja będę decydować, czego od ciebie wymagać mogę, a czego nie mogę. Więc nie zadzwonisz?
KONRAD: Skończmy, Moniko, tę niepotrzebną rozmowę. Jestem jeszcze nie rozcharakteryzowany, słyszysz, jak brzęczą, to łańcuchy, których nie zdążyłem zdjąć, muszę wpaść do siebie, żeby się przebrać, u ciebie być przed dwunastą, doprawdy czasu zostało bardzo mało.
MONIKA: Ach tak? Postaram się w takim razie, żebyś go miał pod dostatkiem.
KONRAD: Nie rozumiem.