Strona:Jerzy Andrzejewski - Ciemności kryją ziemię.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

madzili się w tronowej sali, oczekując przybycia Króla i Królowej. Ich Królewskie Moście nie kazały na siebie długo czekać. Towarzyszył im minister, fray Francisco Ximenes, franciszkanin.
Padre Galvez nie próbował ukryć gestu niezadowolenia, gdy po kilku słowach króla Ferdynanda, mówiącego, jak zwykle, trochę przyciężko na skutek zadyszki, na którą tyjąc coraz bardziej cierpiał — podniósł się celem zabrania głosu don Alfonso Carlos, książę Medina Sidonia, markiz Kadyksu. Wiadomą było powszechnie rzeczą, że gdy przed pięcioma laty pierwsi judaisantes poczęli opuszczać miasta i grody podległe Świętemu Officium w Sewilli — nie kto inny jak pan książę Medina Sidonia udzielał im na swoich ziemiach schronienia. Odległe to wszakże już były sprawy i być może młody książę, oświecony z biegiem lat duchem prawdy, właśnie od tej swojej przeszłości pragnął się obecnie odciąć, to bowiem, co mówił, było nad wyraz rozumne, przeniknięte pobożnością oraz pełne synowskiego uznania dla zasług Świętych Trybunałów. Trudno było, doprawdy, o słowa lepiej wyrażające myśl chrześcijańską nad te, które ze spokojną rozwagą oraz godnością wcale nie pyszną wypowiadał ów potomek jednego z najznakomitszych rodów Królestwa.
Obie Ich Królewskie Moście słuchały księcia z wyraźnie życzliwą uwagą, również pozostali panowie, szczególnie stary książę Cornejo, wydawali się pełni uznania dla rozumu najmłodszego spośród siebie. Wśród tej ogólnej aprobaty tylko ojcowie inkwizytorzy oraz pan kardynał de Mendoza, arcybiskup Toledo, zachowali wyczekującą wstrzemięźliwość. I rzeczywiście, powodując się doświadczeniem oraz rozwagą słusznie nie dali się unieść przedwczesnej radoś-