Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
MARUNA powstaje i mówi zmienionym tonem:

Pleciesz od rzeczy, dziecko. Za wiele tutaj przesiadujesz, zamiast uganiać po polach. Zaduch komnaty do głowy ci uderza. Idź już. Chcę zostać sama... Albo... zawołaj mi starej Gerty. Niechaj tu przyjdzie.

HENO
wstaje i wychodzi posłuszny — w milczeniu.
MARUNA
przesuwa się powoli przez salę. Naraz staje: ozwał się głos sygnaturki na kościele. Mimowoli rzuca się ku oknu, — z ust wyrywają jej się słowa dziwnego pełne lęku:

Czyżby... już... jechał — ?

Patrzy w okno, — po chwili mówi z ulgą:

Ach, nie! — to tylko na nieszpory dzwonią!

Głowę o uszak okna oparła, — stoi tak bez ruchu z przymkniętemi powiekami.
Wchodzi STARA GERTA.

Wołać mnie kazałaś, gołąbko moja?

MARUNA budzi się z odrętwienia.

Tak, babo. Nie chcę być samą. Dziwne mnie lęki nachodzą.

GERTA.

Niedobry to dzień jest dzisiaj, niedobry! Uroki