Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
KUNO.

Daj mu znak, aby zamilkł!

KLUCZNIK podchodzi do okna i daje znaki.

Spostrzegł mnie — i opuścił rękę z lutnią...

KUNO odwraca się żywo.

Coś się poruszyło... — Po chwili:
Nie, nie, zdaje mi się tylko. To tętna moje biją. Tak..., najcudniejsza z przecudnych. — Wracajmy do sali. To przecież szaleństwo. To jest niemożliwe...

KLUCZNIK.

Wracajmy...

KUNO.

Cicho! — teraz słychać coś naprawdę!

KLUCZNIK który również szelest dosłyszał:

Nie! nie! nie!

KUNO.

Milcz! —

Wśród grobowej ciszy słychać lekki szelest kroków. Po chwili we drzwiach sypialni ukazuje się MARUNA — w bieliźnie, stopy ma bose, włosy rozpuszczone. Stąpa w smudze księżycowego światła ze wzniesioną nieco głową,