Strona:Janusz Korczak - Sam na sam z Bogiem.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Słowik w nocy, a skowronek w locie zwisając, jak kropla słońca?
To jakieś dziwne coś, które na długich nogach opancerzony dźwiga korpus i wąsiskami porusza, — po co mi wiedzieć, jak się ta śmiesznie mała kreatura nazywa? — Żyje — i ja żyję. — Bracia. — Teraz żyje i ja teraz żyję. — Współcześni. — A jeśli jedną z tych sześciu nóg utraci — po swojemu zapłacze. — Bracia my w bólu. — Skona. — Bracia w śmierci. — I samiec poszukuje samicę. — Bracia w płomieniu zmysłów, w wichrze, w czadzie namiętności. —
A oto sunie to jakieś najmniejsze zielone coś — mrówka mu jest olbrzymem, sunie spiesznie, spiesznie, ucieka przed niebezpieczeństwem. — Bracia my w lęku przed grozą tajemnicy.
A może ten stary orzech zakochał się w brzozie, i tam pod ziemią szuka jej dziewiczego dotknięcia; a brzoza pękiem rozwianych gałęzi kusi i zwodzi, — w głębi ziemi unika korzeniami i zdradza, z innem je drzewem splata.