Strona:Janusz Korczak - Pedagogika żartobliwa.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tego spokoju i wolności“. — Popatrzał, zrozumiał jakoś po swojemu, bo mówi: „no to dobrze, to ja będę układał klocki“.
Albo ona? Ubrała się w mój parasol, kapelusz i palto i Szyrlejkę odwala. — Więc wołam: „a cóż ty za taka — magister elegantiarum, adeptka choreografii, — ty uzurpatorko, ty fotogeniczna ekstragwiazdo arcyfilmowa“. — Obraziła się (też śmiertelnie obraziła), coś tam mamrotała, zdaje się, że „nie kocha, że gniewa się“. — Bo co? — Ciągle tylko: grzeczna, niegrzeczna? brzydka? — Nie uwierzy: wie, bestia, że właśnie ładna...
Zgubił zeszyt, mówię: „jesteś tragiczna postać“, kręcił budzik, mówię: „jesteś osobnik podejrzany“. — Znów pobił się; mówię: „jesteś czarny charakter, jesteś figura spod ciemnej gwiazdy“. — Albo niewstydny — skarży się dziewczynka, że takie wyrazy. Więc ja: „jesteś monstrum wszeteczeństwa, wylęgarnia szatańskich wykroczeń. — Przepędzam cię ze swego serca, prosiaku, do podwieczorku“. I basta.
Myślisz, że to pomaga? — Nie, moja miła, — ale nie szkodzi. — To się w sztuce lekarskiej nazywa: ut aliquid fieri videatur. — Doświadczony lekarz pamięta. — Pamięta, że — primum non nocere. Nie szkodzić i przeczekać cierpliwie. I nie mówić nigdy, że niepoprawny, i nic z niego nie będzie. Przeciwnie — zawsze tylko, że to przelotne, że będzie dobrze — tylko na razie trudności, nieporozumienia — że to się wyrówna, — i doskonałość w przyszłości.
Bo na przykład proszę cię, gdy on już napraw-