Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chciał też zrobić koszyczek dla brata. Siedzą na schodach werandy i majstrują. Nagle któryś powiedział, że Kruk zabrał mu dwie trawki. Trawki są długie, a więc bardzo cenne. Od słowa do słowa, chłopiec nazwał Kruka złodziejem.
Kruk był niepocieszony, nawet scyzoryk do obcinania trawek nie zdołał go rozchmurzyć. Koszyka już nie plótł i kolacji jeść nie chciał.
— Jedz Kruczek, brzydko być takim złośnikiem. Przecież już cię przeprosił, — przyznał, że to twoje trawki.
— Ja się na niego nie gniewam.
Kruczek chciał jeść, — już łyżkę niesie do ust.
— Nie, nie mogę. Jak mam zmartwienie, to nigdy nie jem.
— A czy ty często miewasz zmartwienia?
— Tu na kolonii nie, ale w domu często...
„Kochani, niezapomniani Rodzice! — pisał Kruk starszy do domu. — Po pierwsze donoszę Wam, że jest nam tu bardzo dobrze. Obym to samo usłyszał i od was — na wieki. Nie tęsknimy do domu i codzień chodzimy do lasu. Po drugie, bawimy się dobrze, i Chaim jest grzeczny. Bądźcie zdrowi i mocni. Kłaniam się od siebie Ber-Lejby i od Chaima“.
Ktoś w żartach nazwał Kruka księciem. Choć żart, nie tak daleki od prawdy.
Są w życiu dwa królestwa: jedno, królestwo rozrywek, salonów i pięknych strojów. — I tu są ci książętami, którzy od wieków byli najbogatsi, najweselej się śmieli i najmniej pracowali. Jest, drugie, wielkie królestwo — trosk, głodu i znojnej pracy; jego książęta już w dzieciństwie wiedzą, ile