Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śpiewem ptaków leśnych, mieni się perłami gwiazd, oddycha powiewem rzecznego wietrzyka; wyrazy polskie, podobnie jak kwiaty polne, same układają się w łąki radosne, lub wznoszą czyste i promienne, jak słońce o zachodzie.
Nikt ich tu mówić nie uczy, bo czasu na to niema, nie poprawia się nawet gdy źle mówią. Uczy je wieś polska, niebo polskie...
Nie razi tu i żargon żydowski; bo to nie żargon krzykliwy i ordynarny kłótni i przezwisk, a tylko — obcy język rozbawionej dziatwy.
I żargon ma swe tęskne, tkliwe wyrazy, któremi matka chore dziecko usypia.
A cichy, szary polski wyraz: „smutno“ jest po żydowsku też: „smutno“.
I kiedy dziecku polskiemu czy żydowskiemu źle się dzieje na świecie, — tym samym wyrazem myśli, że mu — smutno.