Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kolei staje przed sądem, by odpowiedzieć na pytanie, czy krzyczał, piał, szczekał, miauczał lub klaskał w ręce.
Wszyscy odpowiadają przecząco, wszyscy się wypierają. Tylko dwóch złapał wczoraj dozorca na gorącym uczynku, i ci dwaj, Wajc i Prager, zasiadają na ławie oskarżonych.
— Jak ich ukarać, panowie sędziowie? Kara być musi surowa. Tacy dwaj chłopcy nietylko sami wybijają się ze snu, ale i innym spać przeszkadzają. Wina ich duża, nawet bardzo duża, — więc jak ich mamy ukarać? Zanim odpowiemy na to pytanie, musimy zadać inne, jeszcze ważniejsze: czy wczoraj na sali hałasowali tylko ci dwaj — Wajc i Prager? Nie, było ich znacznie więcej.
Prokurator rozłożył na stole plan sali i mówi bardzo powoli:
— Hałas był koło okna, gdzie stoją łóżka: Kapłana, Biedy, Płockiego i Szydłowskiego. Hałas był w środkowych rzędach, gdzie leżą: Wajnrauch, Grozowski, Stryk, From i Zawoźnik.
Hałas był koło okna w pierwszym rzędzie, gdzie jak widać z planu śpią: Flaszenberg, Fiszbin, Rotkiel i Pływak. Śmiano się i klaskano w ręce, gdzie stoją łóżka: Altmana, Lwa, Wolberga i Adamskiego, a wreszcie gwizdał ktoś tam, gdzie śpią: Najmajster, Zaksenberg i Presman. Pytaliśmy się wszystkich, nikt się nie przyznał.
Tu prokurator zamilkł. Wielu z pośród publiczności pospuszczało oczy ku ziemi. Zaczerwienił się nawet jeden