Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

grzmotu, ale usypiają, znużeni pracą i walną naradą nad tem, jak jeść należy, razem czy osobno kartofle i jajecznicę.
A nazajutrz znów słońce świeciło.
Ulewa obniżyła, ale i umocniła wały. Najmłodsi też otrzymują łopaty i kopią pod dozorem starszych. Więc Korcarz dozoruje małego Wajca, Froma i Fiszbina; Frydenson kopie z kaszlącym Najmajstrem. Przybywa na pomoc Rotberg i Kulig.
Z Zarąb Kościelnych przychodzi matka z bladym chłopcem, który uczy się na rabina. Chce się poradzić o zdrowie syna, bo słyszała, że na kolonii słabe dzieci stają się mocne. Dziwi się kobieta, że chłopcy tak ciężko pracują przy budowie fortecy, a jednak są tak weseli.
A weseli są koloniści, bo śpią na słomie, bo piją mleko, i las tak pachnie, i słońce świeci...
Kiedy po tygodniu, roboty ziemne żywo posunęły się naprzód, trzeba było pomyśleć o budowie kolei. Józef dał najgorszą miotłę i najstarsze grabie.
Plant kolejowy, równo wysadzony kamieniami i patykami, ciągnie się aż do szosy. Sikora jest dróżnikiem, bo chory na serce i biegać nie może; lokomotywą jest Cudek Gewisgold, bo świszcze jak prawdziwy parowóz.
Nagromadzono dużo budulca, więc w obawie pożaru organizuje się straż ogniowa.
Kaski strażackie robią się z chustek do nosa.
Oddział każdy otrzymuje chorągiewkę i trąbkę. Jest