Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I w rzeczy samej, Bromberg się poprawił. Aż do wieczora chodził spokojnie i poważnie, ale znać było, że mu nieswojo. Tak chodził w swojej piątce ze sprawowania, jak w ciasnych butach — aż się dozorca obawiał, by się Bromberg z grzeczności nie rozchorował.
Dopiero nazajutrz pobił się z Biedą, a po obiedzie powiedział stanowczo:
— Proszę pana, ja już nie chcę piątki.
— Dlaczego?
— Bo mi się znudziła...
Kiedy przyjechaliśmy do Warszawy, pytała się matka Bromberga na dworcu:
— Jak się mój Chaim sprawował?
— Dobrze — odpowiedział dozorca — tylko zanadto cichy.
Matka spojrzała na Chaima i na dozorcę zdumiona, a widząc, że obaj się śmieją, i sama się roześmiała.
— Myślałam, że naprawdę pan tak mówi, że go chyba tam kto zaczarował.
I wdzięczna była, że się nie gniewano na jej urwisa.