Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pies jest na łańcuchu w budzie. — Jeżeli Mordka nie boi się, podejdzie do psa, da mu mięsa i pies mięso weźmie, to znaczyć będzie, że się nie gniewa.
Idziemy. Szczęśliwy to dzień, że tak się wszystko udaje. Pies jest w doskonałym humorze. Już z daleka, macha nam ogonem na przywitanie. — Mięso zjadł, oblizał się dwa razy, a w oczach jego wyczytać było można, iż poczciwina tak dalece przebaczył wyrządzoną mu przez Mordkę zniewagę, że trzy takie porcye mięsa zjadłby z ochotą.
Mordka więc uzyskał prawo do piątki. Pozostaje jeden jeszcze — Bromberg.
— Powiedz Bromberg, co złego zrobiłeś?
— Czepiałem się fury i na konia właziłem.
— Co jeszcze?
— Po dachu werandy chodziłem.
— Jeszcze?
— Jak znalazłem w zupie kulkę pieprzu, to oblizałem i wrzuciłem Raszerowi do jego zupy.
— Jeszcze?
— Zabrałem pelerynę Biedzie i nalałem mleko na stół, bo chciałem, żeby i stół się napił mleka.
— Co jeszcze?
Bromberg myśli:
— Odkręciłem kran w kąpielowym pokoju i na Weinsteina wołałem: „serdelek“.
— Jeszcze?
— Skrobałem widelcem po stole i nie chciałem łóżka