Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zysbrener jest miłem i cichem dzieckiem, że w Warszawie razem z matką robi kwiaty do sklepu, a młodszemu rodzeństwu wieczorami czytuje książki z czytelni bezpłatnej, i to nie bajki, a prawdziwe historye o Krzysztofie Kolumbie, który odkrył Amerykę, o Gutenbergu, który druk wynalazł. Taki chłopiec nie mógł przecież naumyślnie nogi podstawić. I w samej rzeczy, ten co stłukł kolano biegł prędko i sam się przewrócił, bo chciał Zysbrenera ominąć.
— Dlaczego nam nie powiedziałeś? zapytano ze zdziwieniem. — Mogłeś zażądać piątki ze sprawowania, jak inni.
— Pan mnie jeszcze nie znał wtedy, mógł pan myśleć, że kłamię — to już wolałem mieć czwórkę.
Widzicie teraz, jak trudno na kolonii stopnie ze sprawowania sprawiedliwie stawiać.
Pozostało już dwóch tylko: Bromberg i brat Borucha Grinbauma, Mordka. Jeżeli ci dwaj dostaną po piątce, to stanie się tak, jak przepowiadał dozorca: że cała grupa będzie wzorowa.
Znów wielka cisza zaległa.
— Grinbaum Mordka. Niech brat za niego odpowiada. Ile mu postawić?
— Proszę pana — mówi brat Mordki — jabym bardzo chciał żeby on miał piątkę, mnie się serce kraje, jak widzę, że on taki łobuz.
Co z Mordką zrobić? Wszyscy mu przebaczyli, nawet dozorca przebaczył — ale Mordka rzucał kamieniami w psa. Jak się dowiedzieć, czy i pies mu przebacza?