Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mogliście więc nie chcieć go sądzić, wybranoby wówczas innych sędziów dla tej sprawy.
Sam Grozowski wreszcie zażądał, by sprawę jego raz jeszcze rozpatrzeć i by sądzili go ciż sami sędziowie.
— Panowie sędziowie, — zaczął prokurator swą długą mowę, — macie przed sobą trudne zadanie. Z waszego wyroku ma być ukarany chłopiec, który cieszy się waszą przyjaźnią. — Może po raz drugi zechcecie go uniewinnić? — Pamiętajcie więc, że niesprawiedliwy wyrok niszczy zaufanie do sądu. Pomyślcie, co powiedzą ci, którzy przed nieuczciwymi sędziami stawać będą musieli. Powiedzą: „nie wierzymy im, bo jeśli kto ma skrzypce i ładnie gra, wolno mu robić to, czego się innym zabrania“. — Przypominam, że Grozowski dwa dni temu wyrwał piłkę chłopcu, wczoraj nasypał Szatkownikowi piasku za koszulę, a dziś skrzywdził braci Adamskich. Nie oni, a ja go oskarżam, a oskarżam na żądanie samego Grozowskiego. — Grozowskiemu jest przykro, żeście dla niego poświęcili własne dobre imię, przykro, bo go teraz wszyscy mogą posądzić, że przestraszył się kary i sam was o niesprawiedliwy wyrok poprosił. — Omyliliście się i zadaniem waszem omyłkę tę naprawić. — Raz jeszcze powtarzam: niewielka kara milszą będzie dla oskarżonego, niż kłamliwe usprawiedliwienie jego przewinień.
Tym razem wyrok głosił: dziesięć minut kozy.
Grozowski na dowód, że się nie gniewa, obiecał dnia tego długo grać wieczorem na skrzypcach; a że sam w poczuciu własnej winy bez obrazy i bez gniewu odsiedział