Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludożerców. Ale niech nie myślą... I Maciuś też niech nie myśli, że zapanował nad całym światem. Ładnie by świat wyglądał pod rządami Maciusia.
Królowie po tajnem posiedzeniu wysłali depeszę z rozkazem do floty, żeby natychmiast przybyła na ratunek. Nie zapomnieli dodać, aby prócz wojennych, przyjechał jeden okręt handlowy z jedzeniem; bo ludożercy zjedli zapasy niedużej wyspy i wypili wszystko z piwnic hotelu. A odbywać narady i jeść rybki, szczególniej po tylu ciężkich przejściach — to nie dla królów interes.
Królowie byli w doskonałych humorach. Bądź co bądź, przeżyli ciekawe chwile; teraz do końca życia mogli opowiadać, jak w walce z czarną rasą omal nie zostali pożarci. Historja o nich nie zapomni. O dawnych królach tyle w historji ciekawych przygód wojennych: niech i o nich napiszą.
— Czy nie można wpisać do protokułu, że trzej zabici królowie i trzej ranni, byli, niby nie przez armaty, a tak, w walce?
— Protokułu fałszować nie wolno — sucho odparł lord Pux.
— To nie fałsz — obraził się król. — Gdyby nie dziki napad tych afrykańskich małp, nie byliby przecież zginęli.
Lord Pux nie odpowiedział. Chmurny otworzył posiedzenie.
— Królowie — mówi młody król. — Przypominam, że prosiłem, aby Maciusia nie nazywać królem. Proszę to oddać pod głosowanie.
— A ja proszę oddać pod głosowanie, aby młodego króla nazywać tylko następcą tronu; bo