Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaźni i na kogo gniewa. Jeden na drugiego zwala winę za to, co się stało.
— Tyś pierwszy zaczął wojnę z Maciusiem.
— A ty żądałeś, żeby Maciusia ogłosić królem.
— A ty pozwoliłeś, żeby Maciuś woził złoto Bum-Druma przez twoje państwo.
— A u ciebie Maciuś poznał się z murzynami.
— Ty pokazałeś mu parlament.
— Twój szpieg założył mu gazetę.
I wychodzi tak, że musi być wojna. Ale każdy boi się wspomnieć o wojnie, bo nie wie, kto pójdzie z nim, a kto przeciw.
Jak się w szkole pokłócą, przychodzi nauczyciel, skrzyczy jednego, drugiego, albo w kącie postawi — i koniec. Jak się ministrowie pokłócą, przychodzi król i wszystkich albo kilku wyrzuci, to znaczy: daje dymisję. Ale co robić, jak się królowie pokłócą?
Jest na to sposób. Zawsze znajdzie się jakiś bardzo mądry człowiek — nazywa się dyplomata — i obiecuje, że wszystko będzie dobrze, że bić się nie trzeba. To też i teraz zjawił się taki: stary już i bardzo a bardzo mądry — lord Pux.
Lord Pux pali fajkę i mało mówi. Gazety piszą, że można być spokojnym, bo jeżeli lord Pux podejmie się, zrobi; jak coś obieca, to i dotrzyma.
Pojechali wszyscy na wyspę Fufajkę. Lord Pux bierze listę, wywołuje, czy kogo nie brakuje.
— Jest. — Jest. — Chory. — Jest. — Jest. — Wyszedł do ustępu, zaraz wróci. — Jest. — Niema.