Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak mi dasz ten piórnik, to ci coś bardzo ciekawego powiem.
— Patrz: włosy mi się ciągle rozlatują — daj mi tę zapinkę.
Nie wszystkie dzieci wymaniały; jeśli nawet kto nie brał, przyglądał się i słuchał. — Była to zupełnie nowa rozrywka i ciekawe widowisko. Bo tak — biegały tylko po podwórku, albo chodziły parami przez ulicę. A chodzić parami nie jest przyjemnie, bo zaczepiają — i nie można oglądać wystaw sklepowych.
Zapomniałem powiedzieć, że Maciusia przebrali w sukienkę córki gospodyni, a potem dali ubranie chłopca, ale nie to, które dostał od zwrotniczego. Więc teraz zupełnie się już nie różnił od wszystkich.
Zresztą — i tak nikt nic nie wiedział. Aż do późnego wieczora przychodzili rodzice z paczkami. Takiej uczty nie pamiętali najstarsi wychowańcy.
Eeech, wesoło. A dzięki komu to wszystko?
— Niech żyje król Maciuś — ośmielił się ktoś krzyknąć.
I wszystkie dzieci, nawet uwięzione, powtórzyły dwa razy zgodnym chórem:
— Niech żyje — niech żyje!
A Maciuś miał wielką ochotę krzyknąć także:
— Niech żyje pułkownik Dormesko!