Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bo to tajemnica. Patronem naszym jest Maciuś. Chcemy wykraść Maciusia z bezludnej wyspy. Tylko pamiętaj: gdybyś komu choć słówko powiedział, to już wiesz, co będzie. To jest nasz najtajniejszy związek.
Rozległ się dzwonek.
— Posiedź trochę, bo muszę iść na lekcję. Sprawdzają przed pierwszą lekcją, potem można już nie być. Bywaj: za godzinę. Masz tu kawałek chleba.
Zjadł Maciuś chleb, dwa serdelki, siedzi w krzakach i myśli, co robić. A tu nagle wali do ogrodu policja.
— Będą szukali.
Wcale nie. Sprowadzili z więzienia może stu chłopców, aresztowanych na różnych ulicach. Rodzice się zbuntowali, poszli przed więzienie, awanturę zrobili, że ha!
— Nie chcemy, żeby dzieci razem ze złodziejami siedziały.
Więc przeprowadzono chłopców z więzienia tu do domu sierot.
Wybiegł jakiś gruby pan, rękami macha, złości się, krzyczy:
— Dlaczego nie uprzedzono? Gdzie ja ich podzieję? Ani miseczek, ani kubków nie mam dla nich. Gdzie oni będą spali?
— My nic nie wiemy — mówią dozorcy więzienni. — Kazali, więc kazali, i już.
I poszli
A tu dzieci z domu wybiegły do ogródka. Już teraz nikt nic nie wie. Wyniesiono dwa stoły,