Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ma ruszyć za granicę. Kufer postawiono koło okna, na kufrze klatkę z kanarkiem.
— No, będziemy spali.
Czy on naprawdę taki śpioch, czy tylko udaje?
Nie, pułkownik Dormesko nie udawał. Był to znany, sławny nawet śpioch czwartej dywizji ciężkiej artylerji. Już jako uczeń drugiego oddziału szkoły powszechnej spał często na lekcjach. Ale że nie chrapał wcale, a spał cichutko, więc nie przeszkadzał, i nauczycielka była z niego zadowolona. Dyktanda pisał dobrze, z czytania miał czwórkę z plusem; na arytmetyce spał. Żartowali z niego koledzy, ale Dormesko się nie obrażał. Lubili go bardzo wszyscy. Raz zasnął na lekcji religji, ale ksiądz się nie gniewał:
— Kto śpi, ten nie grzeszy.
I Dormesko zadowolony był, że nie ma grzechów. I dobrze mu się wiodło.
Raz zasnął na przyrodzie. Nauczyciel był bardzo surowy. Na lekcji musiało być cicho, jak makiem zasiał. Nauczyciel wykłada — mówi — mówi, a jemu oczy się kleją.
— Powtórz, Dormesko.
— On śpi, proszę pana.
Pchnął go łokciem sąsiad. Dormesko oczy przeciera — wstaje.
— Co ci się śniło? — pyta się nauczyciel.
— Śniło mi się takie duże, duże mrowisko.
Klasa w śmiech, a nauczyciel mówi:
— Całe szczęście, że ci się śniła przyroda, bo inaczej dostałbyś pałkę.
Kiedy Dormesko miał lat szesnaście, w do-