Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze, — zgodzili się wszyscy.
— Jeszcze chwilkę — błaga Kampanella — zapomniałam dodać...
— Zróbmy małą przerwę — zaproponował Orestes.
— Dobrze. Napijemy się herbaty.
— Zjemy kolację.
Poczciwa Kampanella sama dolewa królom najlepsze wina i likiery. Każdego króla osobno pyta się, co lubi... Lokaje na rowerach zwożą z najdroższych restauracyj najlepsze jedzenia. Częstuje gości cygarami. Owoce, lody, jakie tylko są na świecie: śmietankowe, waniljowe, malinowe. Torty. Miód, sorbet turecki, orzechy w cukrze, irysy, chleb świętojański, sery szwajcarskie, portery angielskie.
— Brakowało tylko kolońskiej wody i perskiego proszku, — powiedział nazajutrz znany żartowniś król Migdał Angorski.
Rozumie się, głosowanie odłożono. Bo choć królowie mogą jeść i pić, ile chcą, ale tym razem wypili wyjątkowo wiele.
Kiedy nazajutrz postanowiono, że głosowanie odbędzie się nie u Kampanelli, a w uroczej zacisznej wiosce rybackiej, królowa domyśliła się, że się nie zgodzą. Bo nie wypadało być w gościnie i odmówić prośbie gospodyni.
I tak właśnie się stało.
— Dwanaście plusów, cztery minusy.
Maciuś pojedzie na bezludną wyspę.
— Proszę podpisać.