Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dokąd, czy jest czy niema poco uciekać — on musi — musi uciec. Już teraz nie będzie się nudził, nie będzie co chwila spoglądał na zegar. Będzie miał strasznie dużo pracy. Musi dokładnie obejrzeć ogród więzienny, każdy załamek muru, każde przy murze drzewko. Musi godzinami całemi układać, od czego zacząć, gdy już się znajdzie poza murem. Trzeba obmyślić dokładnie, w co się przebierze, co weźmie na drogę. Musi mieć sznur — jak go zdobyć?
Ani zauważył Maciuś, jak wieczór zapadł, zapaliło się światło — i zaśpiewał kanarek.
Zbliżył się Maciuś do klatki — ptaszek umilkł na chwilę przestraszony, ale po chwili jeszcze głośniej i piękniej zaśpiewał.
I padł wzrok Maciusia na fotografję matki.
— Mamo moja, widzisz: Kampanella chciała ci zabrać Maciusia. Zabrali tron, zabrali koronę, a teraz chcieli i mnie zrabować. Nie zostawię ciebie, mateczko w więzieniu; razem uciekniemy. Nie bój się: ja ciebie obronię.
Wyjął Maciuś fotografję z kosztownej, drogiemi perłami wysadzanej ramy, ucałował tkliwie, włożył do bocznej kieszonki na sercu, i spytał się z uśmiechem:
— Prawda, że lepiej ci teraz, mateńko?
Kanarek wesoło zaśpiewał.