Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zgadzam się — mówi Maciuś — więc głosowanie nie jest potrzebne, bo pójdę tam, gdzie zechcę.
Przez miesiąc idzie taka robota, że strach. Malują, czyszczą, przestawiają piece, żeby dobrze grzały, robią elektryczną wentylację, budują nowe klozety i kąpiele dla robotników. Majstrowie tacy grzeczni, aż miło. I po miesięcu fabryki aż się błyszczą. Bo każdy fabrykant chce mieć sławę, że u niego król Maciuś pracuje.
Ale komisja sejmowa wszystko obejrzała i nie wie, którą wybrać. A Maciuś się uśmiecha i mówi:
— Dziękuję bardzo, że panowie tak się starali. Ale ja powiedziałem, że pójdę tam, gdzie zechcę. I już sobie znalazłem miejsce. Ten fabrykant nie jest bogaty, bo nie dbał o zarobki, a więcej o robotników, więc nie mógł wszystkiego uporządkować; ale u niego zawsze było porządnie.
I wybrał Maciuś niewielką fabrykę na krańcach miasta. I zaczął pracować.
Maciuś nie wiedział, że jak się pracuje w fabryce, nie można do szkoły chodzić, bo niema czasu. Więc się umówił, że tymczasem chce cały dzień robić. A jak już będzie umiał, postara się prędzej skończyć robotę i wcześniej będzie wychodził. Wszyscy się zgodzili, bo wiedzieli, że Maciuś jest sprawiedliwy i nie oszuka.
A tymczasem wynajął Maciuś mały pokoik na poddaszu i mieszka sobie. Gospodarz wstawił piecyk żelazny, Maciuś sam gotuje śniadanie.
Sporo miał Maciuś kłopotu z gospodarstwem. A to mu szczotka potrzebna, a to rondelek, ku-