Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech wasza królewska mość wstanie. Napisałem, jak myślę, nic waszej królewskiej mości nie grozi. Nie będę się mścił, tylko swojego kraju bronić muszę.
Więc wezwano ministrów, co robić. Niech przedewszystkiem wojska młodego króla wrócą do siebie. Młody król zamieszka w pałacu Maciusia, potem się zobaczy, czego chce naród.
Ale ani wojsko, ani naród — nie czekali, co młody król powie. Wojsko zaraz poszło do domu, a naród ogłosił respublikę. Młodemu królowi będą płacili pensję, żeby nie umarł z głodu, bo pracować nie umie. Niech robi, co chce, niech mieszka, gdzie chce; tylko nie wolno mu robić plotek i intrygować.
Wraca Maciuś do stolicy, ale nie patrzy ani na rozwieszone chorągwie, ani zebrane tłumy, nie słucha wiwatów ani wystrzałów armatnich. Wie, że jak się uda, to wszyscy życzliwi, a prawdziwych przyjaciół poznaje się w nieszczęściu.
Jedno go tylko cieszy: że po raz pierwszy witają go dzieci zielonym sztandarem. A policja nic nie mówiła.
A no, zaraz z pociągu jedzie do parlamentu i mówi, że już koniec. Mają ministrów, niech sobie rządzą. Prosi tylko, żeby mu znaleźli miejsce, najlepiej w jakiejś fabryce.
— Chcę na siebie pracować. Wynajmę pokoik. Będę chodził do szkoły.
Proszą Maciusia posłowie, żeby tego nie robił. Chcą mu płacić co miesiąc, niech mieszka w pałacu królewskim. Ale Maciuś nie i nie.