Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

postanowią, co robić. Naprzód zwycięży, potem będzie gadał.
Generałowie niebardzo się cieszą, ale widzą, że tak źle, tak niedobrze, więc nie chcą brać na siebie odpowiedzialności.
Cała nadzieja w Pafnucym. A Pafnucy się zląkł żółtych królów. Bo i oni się przyłączyli do Maciusia.
— Poczekaj, toś ty taki, — mówi młody król: obiecałeś, a teraz nie chcesz?
— Nie chcę, i co mi zrobisz? Wypowiesz mnie wojnę, — dużo się boję. Wszyscy są przeciw tobie, bo jesteś intrygant. Nawet własne wojsko ciebie nie lubi. Pilnuj się, żeby cię nie zdradzili.
Pilnowanie niewiele pomoże, jeżeli jeden człowiek ma wszystkich pilnować. Sam król nic nie poradzi, jeżeli naród jest przeciwko niemu.
Cały świat się zbroi.
Widzą generałowie, że gorzej jest, niż myśleli. Zebrali się na tajną naradę bez króla.
— Więc przypuśćmy nawet, że nam się uda i pobijemy Maciusia. Rzucą się wtedy na nas inni królowie. Przecież nie można z całym światem wojować.
Tak mówi jeden. A drugi:
— Nie, moi kochani, nie pobijemy Maciusia, to darmo. Maciusia uwielbia wojsko, naszego nie lubią. My napadamy, a oni się bronią. I pamiętają dobrze naszą gospodarkę, kiedyśmy tamtym razem zwyciężyli. Daliśmy się im we znaki. Lepiej nie mówić o zwycięstwie, a co zrobimy, jeżeli przegramy