Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

radzić i nawet nie doszły do morza. Więcej, niż połowa, zginęła w drodze.
Biedny, biedny, biedny Maciuś. To, co zobaczył, było tak straszne. W obozie dzieci głodnych, chorych, zrozpaczonych, kiedy zdawało się, że już nic ich nie uratuje, zjawił się nagle Maciuś, wezwany przez Klu-Klu.
Jeszcze przed bitwą kobiet otrzymała Klu-Klu orzech pocztowy. I natychmiast wysłała czterech gońców, żeby go z wyspy wykradli. Szczurek pocztowy zaprowadził ich do Maciusia. Dwóch w drodze zjadły rekiny. A dwaj dostali się na wyspę. Zgodnie z rozkazem Klu-Klu, wysiedli z czółna o pięć mil przed wyspą i płynęli pod wodą, oddychając przez trzcinę. Bała się Klu-Klu, żeby ich warta wyspy nie przyłapała, bo ciągle myślała jeszcze, że Maciuś jest w niewoli.
Biedny, biedny Maciuś. Tak niechętnie opuszczał swoje bezpieczne schronienie, tak żal mu było odjeżdżać od biednych dzikusów. Ale trudno: dzieje się coś bardzo złego na świecie przez niego i w jego imieniu i niby dla niego. I wzywa go Klu-Klu, żeby radził, co robić. Jeżeli nic nie może pomóc Bum-Drumowi, toć ma obowiązek dla Klu-Klu i czarnych wiernych przyjaciół.
Dwa tygodnie trwały przygotowania. Trzeba było zepsuć latarnię morską, żeby w nocy było ciemno. Już urządzili to murzyni. Trzeba było zrobić i wiosła, ukryć to wszystko nad brzegiem morza. I prędko nawet ruszyli w drogę.
Zostawił Maciuś zasmuconym dzikusom pudełko blaszane, kubek porcelanowy, cztery obraz-