Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A biali królowie uwięzili Maciusia. Boją się go zabić, a nawet nie mogą, bo pioruny są Maciusiowi więcej posłuszne. I Maciuś obiecał, że jeśli go czarni zwolnią z więzienia, w nagrodę staną się także biali — i będzie już dobrze. A murzynom znudziło się, że ciągle są tylko czarni.
Wojna będzie wielka, a może i nie tak bardzo. Bo, jak znowu inna głosiła legenda, raz już czarni zwyciężyli białych królów. Biali królowie leżeli związani na kupki po pięciu. Ale ludożercy z kraju Tcha-Gro zjedli białą królowę i złamali obietnicę, że jeść ludzi nie będą. Maciuś się rozgniewał i pomógł białym zwrócić pioruny przeciw murzynom. I za karę musi się odbyć ta święta wojna. Więc kiedy już raz zwyciężyli białych, teraz może być łatwo.
Więc biegną gońce z kraju do kraju, przez lasy, rzeki, pustynie i góry.
— Wszyscy czarni do broni!
Tylko kobiety zostają w domu, żeby pracować dla starców i dzieci. A mężczyźni w drogę.
Rozumie się, że biali królowie prędzej się dowiedzieli, niż nawet wszyscy czarni. Z początku się zlękli, ale pomyśleli, że może i lepiej. Odrazu skończą przynajmniej i raz na zawsze dadzą dzikusom nauczkę. Umówili się, ile kto ma dać wojska i okrętów. Ważniejsi królowie dali po piętnaście tysięcy, a tacy sobie — po pięć i po dziesięć.
Okrętami przeprawili się do Afryki, okopali nad brzegiem morza i czekają. Wojsko wybrali najsroższe i niebardzo porządne, pijaków, złodziei i nieposłusznych. Bo myśleli, że jeżeli nawet prze-