Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z małym ogonkiem — rude, z białemi łapkami. A co dziwniejsze, miało na szyi łańcuszek z jakimś ciężarkiem. Nie, to nie ciężarek, a orzech. A w orzechu był list od Klu-Klu.
„Kochany Maciusiu — pisze Klu-Klu — serce mi mówi, że jest ci źle na wyspie bezludnej. Z białymi się teraz wcale nie widuję, bo jest wielka wojna. Bum-Drum zabity. Jestem tak samo sierotą, jak i ty”.
Dalej następował dokładny opis, jak należy odpowiedź włożyć do orzecha, jak orzech zakleić, żeby się papier nie zamoczył, kiedy szczurek będzie płynął przez morze.
Zrozumiał Maciuś, że to zwierzątko jest jakby gołąb pocztowy. W odpowiedzi uspokoił Klu-Klu, że mu dobrze, że nie wie jeszcze, czy na wyspie zostanie, żeby często do niego pisała.
I na cmentarzu Maciusia przybyła jeszcze mogiłka. Rozsunął Maciuś parkan z kamyków; bo jeśli na cmentarzu leżał już kanarek, to mu rodzice wybaczą, że i przyjaciel, choć ludożerca, leżeć będzie obok.
— Raz — dwa — trzy — cztery — pięć, — policzył Maciuś, siadł na czółno i popłynął do Ali.
Dziwnie dobre były dziś dla niego dzieci. Nic im nie przywiózł, bo nie chciał zaczynać z rotmistrzem, który od rana był zły i krzyczał na wszystkich. Nic nie przywiózł dlatego. Więc Alo podarował mu ładną muszelkę, Ala dała Maciusiowi kamyczek zupełnie okrągły. I Maciuś wiedział, że to będą pamiątki, bo więcej już nie przypłynie.
Ala ani razu nie płakała, nie kaprysiła. Alo