Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzeć na drzewo. Czasem stawia naprzemian — raz duży, raz mały krok. — Czasem chodzi na palcach, albo dziesięć kroków na palcach, a dziesięć na piętach. — Jak mógł, urozmaicał sobie nudny spacer więzienny. — Przychodziło mu często do głowy, żeby skakać na jednej nodze. Skakał nawet czasem, ale tylko w więziennej celi, kiedy był pewien, że nikt nie widzi.
Gdyby był zwyczajnym więźniem, byłoby mu lepiej; ale jako więzień królewski, musi tembardziej dbać o swój honor, że wrogowie chcieli go honoru pozbawić.
— Więzień numer dwieście jedenasty do kancelarji, — zawołał przez okratowane okno naczelnik więzienia.
Maciuś drgnął: to jego numer. Ale udaje, że nic — idzie dalej.
— Wzywają waszą królewską mość do kancelarji — mówi starszy żołnierz warty.
Bo wydano rozkaz, żeby Maciusia nazywać królem, kiedy się do niego zwracają, bo inaczej ani nie odpowiadał, ani się nie słuchał. — Więc mówiono o nim: więzień numer dwieście jedenasty, ale do niego: wasza królewska mość.
— Do kancelarji.
Spojrzał Maciuś na orzechowe drzewo, zawrócił — zmarszczył brwi — ręce w tył założył — stawia umyślnie małe kroki, niby że się wcale nie śpieszy — wreszcie jest — czeka. — Ale nogi drżą pod nim, a serce tak stuka, tak stuka.
— Wasza królewska mość usiąść raczy —