Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tłomaczy Maciuś, że piłki są z żelaza i zabijają ludzi.
— A Maciusia — tatusia zabili? — pyta się znów Ala.
Teraz Ala nazywa go już Maciusiem, ale i tatusiem także. I przyjemnie Maciusiowi, choć nie wie dlaczego.
— Ala chce na wojnę, — napiera się nagle, i trzeba tłomaczyć, żeby nie płakała.
— Wojna jest daleko, — mówi latarnik.
— Ala chce daleko.
— Ala jest za mała, — mówi latarnik.
— Ala duża, Ala chce na wojnę.
— Wojna śpi — mówi latarnik.
— Wojna śpi? — powtarza szeptem Ala, kładzie palec na ustach, robi przestraszoną minę, i już się nie napiera więcej. Ciiicho, wojna śpi, piłeczka śpi, pajacyk śpi.
Maciuś przygląda się zdziwiony i stara się przypomnieć, kiedy sam był mały i tak mało wiedział.
W powrotnej drodze myślał Maciuś o Ali. Malutka jest, paluszki ma malutkie i tak strasznie mało rozumie.
Nieprzyjemnie mało rozumieć. Biedna Ala. Tak patrzy, kiedy Maciuś opowiada, jakby chciała oczami zrozumieć.
I zaraz zaczyna płakać. Małe dzieci pewnie dlatego płaczą, że nie mogą zrozumieć, — jest im nieprzyjemnie. Maciusiowi żal Ali. Trzeba wymyślić jakąś bajkę dla Ali. Trochę będzie opowiadał dla latarnika i Alo, a trochę dla Ali.