Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


— Tomek, jesteś?
— Jestem. To ty, Felek?
— Ja. Do pioruna, ciemno: jeszcze na straż gdzie wpadniemy.
Z trudem udało się Maciusiowi wleźć na drzewo, z drzewa na parkan, a z parkanu na ziemię.
— Król, a niezgrabny, jak ostatnia baba — mruknął do siebie Felek, gdy Maciuś z niewielkiej wprawdzie wysokości stoczył się na ziemię — i zdala rozległo się pytanie pałacowego wartownika:
— Kto tam?
— Nie odzywaj się, — szepnął Felek.
Maciuś padając na ziemię, zdrapał sobie skórę na ręce: pierwsza w tej wojnie odniesiona rana.
Chyłkiem prześlizgnęli się przez drogę do rowu, a tam czołgając się na brzuchu, pod samym nosem straży przeprawili się aż do topolowej alei, która prowadziła do koszar. Koszary obeszli z prawej strony, kierując się światłem wielkiej lampy elektrycznej koszarowego więzienia, potem przeszli mostek i już równą drogą szli wprost na centralny dworzec wojskowy.
To, co zobaczył teraz Maciuś, przypomniało