Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kanał podziemny, tam jest ciemno. Albo się udusisz, albo cię ten wilk rozszarpie.
Uparła się Klu–Klu, wzięła nóż myśliwski w zęby i włazi do kanału. Nawet murzyni byli przestraszeni, bo w ciemności walczyć z dzikiem zwierzęciem jest najniebezpieczniej.
Postał Maciuś, postał, aż sobie przypomniał, że ma elektryczną latarkę. Więc niewiele myśląc, spuścił się w kanał. Taka wązka rura — gdzie oni się podzieli? A tu pod ziemią dopiero sklepienie; dołem płynie woda — błoto takie i nieczystości, które spływają z rynsztoków. Smród aż dusi.
— Klu–Klu — woła Maciuś, a echo się odbija ze wszystkich stron, bo kanały przechodzą pod całem miastem. I Maciuś nie wie, czy mu Klu–Klu odpowiada czy nie. Zapala Maciuś i gasi latarkę, bo boi się, że się wyczerpie i zupełnie zgaśnie. Aż tu w jednem przejściu, gdy stał po kolana w wodzie, usłyszał łomot.
Zapalił latarkę. Jest i Klu–Klu i wilk. Klu–Klu uderzyła wilka nożem w gardło, a wilk ją zębami za rękę. Klu–Klu prędko przełożyła nóż w drugą rękę i znów wilka. A on puścił rękę, nachylił mordę i już ją ma chwycić zębami za brzuch. A jakby przegryzł kiszki, to już byłby koniec. Dopiero Maciuś rzuca się na wilka, aż mu latarką dotknął ślepiów. A w drugiej ręce rewolwer. Wilk zęby wyszczerzył, tak go światło oślepiło. A Maciuś mu kulę w samo oko.
Klu–Klu zemdlała. Maciuś ciągnie ją, a boi się, że nie uradzi, że się Klu–Klu w tem błocie utopi. A sam ledwo się trzyma na nogach. I mogło być źle, ale tam na górze nie próżnowały mu-