Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Klu–Klu szczegółowo wypytała, jak wygląda żmija, uważnie przyjrzała się na obrazku i poszła w las. Cały dzień szukali Klu–Klu. Niema i niema. Dopiero wieczorem wróciła potargana, podrapana i głodna, ale przyniosła w szklanej bańce trzy żywe żmije.
— Jakże ty je złapałaś? — pyta się zdumiony Maciuś.
— Tak jak się łapie wszystkie jadowite węże, — odpowiedziała z prostotą.
Dzieci wiejskie bały się Klu–Klu z początku, ale potem bardzo ją szanowały i lubiły.
— Chociaż dziewucha, a najpierwsza między chłopakami. Mój Boże, jacy to muszą u nich być chłopcy.
— Akurat tacy sami, wcale nie lepsi — tłomaczyła Klu–Klu. To tylko u białych, dziewczynki noszą długie włosy i suknie, i przez to nic nie mogą robić.